Info

avatar Bloguje shovel z miejscowości Tychy. Przejechałem 12019.61 kilometrów w tym 3664.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.62 km/h i mam ją głęboko w dupie ;-)
Więcej na moim www.
Polecam: Snowboard Sklep Snow4Life
Portal o treningu siłowym i funkcjonalnym mojego autorstwa


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy shovel.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

gps

Dystans całkowity:2218.37 km (w terenie 1202.80 km; 54.22%)
Czas w ruchu:170:50
Średnia prędkość:12.60 km/h
Maksymalna prędkość:65.50 km/h
Suma podjazdów:58445 m
Suma kalorii:4686 kcal
Liczba aktywności:51
Średnio na aktywność:43.50 km i 3h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
29.20 km 25.00 km teren
04:00 h 7.30 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1702 m
Kalorie: kcal

Boracza - Lipowska - Romanka - Abrahamów

Piątek, 11 listopada 2011 · dodano: 13.11.2011 | Komentarze 4

Kapitalna trasa w świetnym towarzystwie. Zaliczony zielony z Lipowskiej w górę i w dół po raz kolejny (bo jest godzien bycia zaliczanym wielokrotnie;-) ), do tego genialny zjazd z Romanki niebieskim. Perła po prostu. Jest wąsko, stromo, sporo korzeni, sporo głazów, parę szybkich fragmentów, no i parę ścianek. Rewelacja, o ile oczywiście się ma odpowiedni rower i technikę:)


wycieczkę tradycyjnie zaczynamy od uphillu


Bodziek próbował pokonać półkę skalną na zielonym "do góry"...


z marnym skutkiem niestety


czasem skutek był jeszcze marniejszy;-)

Jako podjazd wybraliśmy asfalt na Boraczą, później zielony szlak do góry. Jak widać na powyższych fotkach, Bodziek próbował przejechać go cały... no, prawie mu się to udało.
Po dotaricu na Lipowską parę fotek i zjazd... oczywiście zielonym. Nie całość - tylko do znaczniejszego wypłaszczenia. Dalej i tak szlak już traci na swojej "soczystości", a tak naprawdę gwoździem programu miała być dzisiaj Romanka


zjazd zielonym


z Rysianki widoki przednie...


panoramka by Bodziek

Po dotarciu na Rysiankę krótka pauza na popas (zupka) i zjeżdżamy w kierunku Romanki. Niestety - ja łapię kapcia, rozcinając Fat Alberta od góry... Bywa.
Uphill na Romankę idzie dość sprawnie. myślę że 3/4 w siodle, więc "krzywdy nie ma", a pchania jakiegoś okrutnego nie było.
Na Romance którka pauza i zjeżdzamy... kapitalnym szlakiem! jeśli ktoś ma jakieś umiejętności, wie że trzeba opuścić siodło na zjazd, to naprawdę polecam... chociaż może nie solo, bo jednak krzywdę można sobie zrobić.


w drodze na Romankę fot. bodziek


niebieski z Romanki fot. bodziek


agrafka fot. bodziek


w takich miejscach lepiej nie zjeżdżać ze szlaku...


nie samym hardkorem człowiek żyje


Tomeczek walczy z jedną ze ścianek

Po zjechaniu niebieskim wbiliśmy na czerwony, jednak jechaliśmy jego "starym przebiegiem", czyli zamiast odbijać zaraz za słowianką w nowy czerwony/czarny rowerowy podeszliśmy wyżej i pojechaliśmy już niestety dość zarośniętym singielkiem. Warto:)

Dalej to już tylko szuterki przez Abrahamów, tam też jeszcze spotkała nas mała niespodzianka...


stary czerwony szlak


tam dzisiaj też byliśmy


niespodzianka

ogólnie, tripik bardzo udany. Dzięki Bodźkowi za fotki - zrobił ich całą masę... wszystkie foty w formacie 16:9 są jego, ja tylko je potem lekko obrobiłem.
Ekipa dopisała, nie było marudzenia, za to był kawał solidnego jeżdzenia, co prawda w ujemnych temperaturach, ale to nie jest ważne:) Ważne że było MEGA
na zakończenie link do galerii, filmik i track gps:

wszystkie fotki do obejrzenia Tutaj


track gps

Dane wyjazdu:
34.60 km 30.00 km teren
03:44 h 9.27 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1630 m
Kalorie: kcal

Żywiecki na wietrze

Sobota, 5 listopada 2011 · dodano: 05.11.2011 | Komentarze 5

krótki wypad w Beskid Żywiecki. chciałem sprawdzić możliwość podjeżdżania czerwonym szlakiem przez Abrahamów i Słowiankę na Rysiankę... w zasadzie całość do Słowianki jest do podjechania, poza krótkimi fragmentami z sypką nawierzchnią. Od Słowianki na Rysiankę już gorzej... może 40% dystansu w siodle, reszta - but, no ale nie ma enduro bez wypychania;-)


widoki dzisiaj raczej średnie


tzw. "Szuter gruboziarnisty" na czerwonym szlaku... zdecydowanie wolałem go w drugą stronę

po dotarciu na przełęcz między Rysianką a Romanką trafiłem na rowerzystę - Jarka Hałasa z BikeBoardu. Wydaje się całkiem fajnym gościem, szkoda tylko że jechał na jakimś małym,karbonowym fullu o skoku 80-100mm... mogłem sobie tylko jego plecy na podjazdach pooglądać. Na Lipowskiej się rozdzieliliśmy, ja poszedłem na obiad, On pojechał dalej...

Po obiadku zjazd - najpierw moim ulubionym, zielonym szlakiem. Może nie było tak szybko jak ostatnio (v max ok. 51 km/h), ale za to udało mi się go przejechać bardzo czysto, łącznie z występem skalnym - w ciągu (poza pauzami na focenie)... no i jedna podpórka na początku była.


nico gotowy do zjazdu


przejrzystość powietrza poprawiła się trochę na koniec dnia


kolejna fotka Hell'iusa

po zjechaniu zielonym do Boraczej wspinaczka na Prusów, gdzie po drodze zrywam łańcuch.. ale to było do przewidzenia, bo wczoraj wieczorem go skułem "na słowo honoru" i w pogotowiu czekała już spinka.
Z Prusowa niebieskim szlakiem. No cóż - było niby szybko, ale liście trochę rzeczy poukrywały i w paru momentach mi się cieplej zrobiło. Na szczęście obyło się bez gleby:) Tutaj v-max ok. 55 km/h (gps co prawda pokazuje 60, ale sądzę że przekłamuje;-).

Ogólnie - niebieski jako opcja podjazdowa na Boraczą raczej nie ma racji bytu. Czerwony na Rysiankę jest opcją dość szybką ze Słowianki, chyba najszybszą (alternatywą jest zjazd czarnym ze Słowianki i potem wspinaczka asfaltem na Boraczą, później czarnym i żółtym szlakiem na Rysiankę - ten jest akurat do podjechania). W sumie łącznie z pauzami na jedzenie i picie dotarcie ze Słowianki do Rysianki zajęło mi około 1h:30 minut.

track gps

a tutaj filmik z ubiegłotygodniowego wypadu w Żywiecki, gdzie jechałem w dużej części tymi samymi szlakami, tylko czerwonym - zamiast w górę, to w dół (czerwony jest w drugiej połowie, sekcja końcowa to właśnie ten "szuter gruboziarnisty")



Dane wyjazdu:
47.00 km 23.00 km teren
04:40 h 10.07 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1600 m
Kalorie: kcal

Rysianka i Lipowska na jesień:)

Niedziela, 30 października 2011 · dodano: 03.11.2011 | Komentarze 1

W niedzielę z Hanysami z Rudy Śląskiej (Tomkami - Tomaszem i Tomeczkiem ;-) zrobiliśmy traskę w B. Żywieckim.
na dzień dobry podjazd z Węgierskiej "asfaltem do enduro", później podjazd/podejście zielonym na Lipowską. Po drodze posprzątaliśmy trochę szlak - te powalone drzewa które się dało usunąć, usunęliśmy, zrobiliśmy pseudo-hopkę przez inne drzewo (z której ostatecznie nikt nie skakał bo w sumie to wyskok prowadził... w następne drzewo:)
z Lipowskiej zjazd zielonym - na którego początku dowiedziałem się że metaliczne klocki avida wymagają dotarcia - po tym kiedy chciałem zahamować i się to zdecydowanie nie udało:)
Po tym jak przestawiłem klamki (dla zwiększenia dźwigni) i przyzwyczaiłem się do mniejszej mocy hamulca całkiem przyjemnie się zjeżdzało. W miejscach gdzie były te małe rock-gardeny liście ślicznie wyrównały (z pozoru) podłoże i było tam trochę zabawnych sytuacji...
po zjechaniu zielonego - podejście nim (a jak!) i wbiliśmy na Rysiankę, krótki popas i zjazd czerwony,...
szkoda szlaku, wydaje mi się że zniknęło kolejne 200-300 m singla w stosunku do ostatnich, marcowych odwiedzin, a kolejny odcinek jest nieprzejezdny zwalonymi drzewami.
Dalej nas pogoniły ciemności i zjeżdżaliśmy "na przestrzął" jakimiś tajemnymi ściezkami... później już tylko asfalt i do auta:)



parę fotek:
Galeria Picasa









track GPS (mocnoprzekłamany, wyszło ok. 1500-1600 m przewyższenia - GPS błądził w lesie :P)
track GPs

Dane wyjazdu:
28.07 km 26.00 km teren
04:05 h 6.87 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1390 m
Kalorie: kcal

Kolejny raz w Beskidzie Małym...

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 27.07.2011 | Komentarze 2

Kolejny krótki wypad w Beskid Mały.
Podjazd - "objazdem" szlaku czarnego, tym razem w całości w siodle się udało do samego schroniska na Groniu JP2. Stamtąd zjazd niebieskim szlakiem w kierunku Ponikwi, następnie wbiłem na żółty szlak idący na linii Andrychów - Wadowice w miejscu, w którym go opuściłem tydzień wcześniej.
Warto było - ten fragment żółtego, rzadko uczęszczany, jest bardzo przyjemny w jeździe. Na większości drogi jest to singiel który jest dość mocno zarośnięty... za to nie ma tam zbyt wiele luźnych kamieni. W szczególności na HT musiałby być przyjemny. Z tego co pamiętam tylko jedna rynna przy samym końcu była, ale to nic:)

Po zjechaniu z żółtego odbiłem na... kolejny żółty, tym razem jako podjazd na Leskowiec.
Szlak jest średnio oznaczony i dość łatwo go zgubić, w szczególności na początku jego biegu.. Jako opcja podjazdowa jest średni - bez wypychu się nie obejdzie na paru odcinkach, ale ogólnie nie jest tragicznie i większość (95%) robimy w siodle.

Z atrakcji - jedna wychodnia skalna, bardzo fajna. Aż korciło żeby próbować z niej zjechać:)
na koniec tradycyjnie, zjazd kombinowany zielonym/czarnym z Leskowca.

parę fotek:

widoczek spod Leskowca


Skrzyżowanie niebieskiego i żółtego szlaku


a to już sam szlak...


"występ" skalny

reszta fotek tutaj

oraz track gps

Dane wyjazdu:
14.40 km 8.00 km teren
01:20 h 10.80 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:448 m
Kalorie: kcal

Krótki wypad na jurę

Poniedziałek, 9 maja 2011 · dodano: 26.07.2011 | Komentarze 0

Krótki wypad z Tomkiem Dębcem na Jurę... w zasadzie nic, o czym możnaby wnukom opowiadać z tego co pamiętam:)

track gps

Dane wyjazdu:
26.47 km 25.00 km teren
04:20 h 6.11 km/h:
Maks. pr.:51.20 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1482 m
Kalorie: kcal

Leskowiec na Meridce

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 26.07.2011 | Komentarze 0

W sobotę miałem jechać z moimi klientami na wycieczkę, ale jednemu dziecko się rozchorowało, drugi sobie nogę kontuzjował, i w efekcie pojechałem sam.
Po drodze straciłem "trochę" czasu i w efekcie pod Leskowiec dojechałem dopiero około 11:15. Dość późno, a traskę "w planie B" miałem ambitną.
Przy okazji chciałem przetestować nową Meridę, która - jak się później okazało - długo u mnie nie zagościła (za mała była)

Na pierwszy rzut, choć z małą perturbacją (pomyłka) poszedł podjazd zaproponowany niedawno przez Tomka Dębca jako alternatywną do czarnego szlaku drogę podjazdową na groń JP2.
Faktycznie - większośc dało się podjechać, niewiele było miejsc gdzie trzeba było popchać rower... i jak już to głównie tam, gdzie zwózka pozostawiła za sobą masę luźnych gałęzi i kamieni.

Na Groń dotarłem po niespełna godzinie. Wyjątkowo tłoczno - 2 wycieczki szkolne z dzieciakami i sporo turystów nie wróżyło za dobrze na zjeździe, no ale nie było tak źle. Zjeżdżałem zielonym przez Gancarz do skrzyżowania z szlakiem żółtym idącym na wschód. Tam już zdecydowanie mniej ludzi, a jazda jakaś taka... przyjemniejsza.

Żółty był dla mnie nowością - jeszcze go nie jechałem... no albo może inaczej - nie pchałem ;-)
Odcinek do Kokocznika to zwykła szutrówka, od Kokocznika do skrzyżowania zjazdu do ulicy - jest to singiel, mocno zarośnięty i mocno zarzucony różnego rodzaju przeszkodami w postaci poprzewracanych drzew.

Od ulicy do Bliźniaków jest to... masakra. wypych, wypych, wypych. do podjechania może 10%. GPS pokazywał nastromienie od 30 do 55%, więc lekko nie było. Ze względu na to że ten odcinek zabrał mi sporo czasu zamiast skończyć żółty i wjeżdżać żółtym zdecydowałem sie na wyjazd/wypych niebieskim na Groń.

Na samym Groniu tym razem było cicho i spokojnie, jedynie 3-osobowa grupka rowerzystów z Wadowic (pozdrawiam) dojechała tam parę sekund przede mną - podjeżdżali żółtym szlakiem...

Zjazd z Leskowca kombinowany - zielonym/serduszkowym/czarnym.
Na końcu ręce mnie już trochę bolały, jednak Recon to nie Talas i wybiera trochę gorzej, za to ogólne wrażenia z jazdy Meridą pozytywne - dobrze podjeżdża, bardzo pewnie zjeżdża, szkoda tylko że taka mała ramka...


na Gancarzu...


eksplozja wiosennych kolorów - w tym roku była wyjątkowo późno..


widoczek w trakcie wypychu na bliźniaki:)

więcej fotek tutaj

a tutaj track GPS




zjazd niebieskim / zielonym oraz czarnym z leskowca do Rzyk


zjazd z przełęczy Ponczakiewicza Niebieskim w kier. Leskowca

Dane wyjazdu:
22.00 km 18.00 km teren
03:20 h 6.60 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:-8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:860 m
Kalorie: kcal

Zimowe Skrzyczne i Klimczok

Niedziela, 30 stycznia 2011 · dodano: 27.03.2011 | Komentarze 2

Styczniowy wypad z niezawodną ekipą EMTB - Beatą, Kartonierem i Spoonmanem.
Wyjazd pod znakiem pięknej pogody i zdziwionych (obecnością rowerzystów) turystów.
Plan - wjazd wyciągiem na Skrzyczne, zjazd do Buczkowic czerwonym szlakiem oraz późniejsze zjedzenie obiadku na Klimczoku (świetna kuchnia - polecma) zrealizowany został w 100%.
Nawet w 101, bo jeszcze nightride doszedł...


widoczki tego dnia rządziły...


czerwony szlak do Buczkowic był tego dnia wyjątkowo nieprzyjazny rowerom. Sprzyjało to podziwianiu:-)


na przykłąd takich krajobrazów...

Ogólnie warunki do jazdy były bardzo dobre, pomijając sam górny fragment szlaku do Buczkowic. Tam to naprawdę była walka o każdy metr. Im niżej tym przyjemniej się jechało.
Ogólnie w tym roku zima w górach bardziej sprzyjała rowerzystom aniżeli narciarzom. A ja znowu miałem wymówkę żeby nie nauczyć się jeździć...


tutaj trochę niżej - dalej w kierunku Buczkowic...


a oto Beatka - enduro bikerka która zawitała do nas aż z Krakowa;-)


zachód słońca złapał nas na podjeździe na Klimczok. Napędzała nas wizja obiadu:-)


... który nas trochę rozleniwił.

a poniżej filmik z wycieczki. Trochę długo, ale niektórzy twierdzą że warto ;-)



Dane wyjazdu:
27.00 km 22.00 km teren
04:12 h 6.43 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1150 m
Kalorie: kcal

Posylwestrowe "Odprocentowanie" z EMTB

Niedziela, 2 stycznia 2011 · dodano: 06.01.2011 | Komentarze 15

Wycieczka "posylwestrowa" z ludźmi z najlepszego forum rowerowego w polsce - EMTB ;-)
O poziomie integracji forum może świadczyć fakt że tego "ciężkiego" poranka na parkingu pod Dębowcem zjawiło się 14 osób, a część z nich dojechała na miejsce pokonując samochodem okolice 100 kiloemtrów.


jedna z bojówek endurowych na podjeździe ;-)


podjazd na Szyndzielnie... po raz który to?

Start umówiony był na 10, i w okolicach tej godziny ruszyliśmy z Dębowca na Szyndzielnię. Podjazd szedł całkiem sprawnie jak na tak dużą grupę i warunki zimowe.
Po drodze było trochę "zabawy" - w szczególności w formie turnieju "enduraki tańczą na lodzie". Zwycięzcą konkursu został Kondi, który jako jedyny przejechał na zwykłych oponach lód bez gleby. Sretsam również pokonał tą przeszkodę, ale został zdyskwalifikowany ze względu na kolce :)


Arepo tańczy na lodzie ;-)


moja gleba

Podjazd na Szyndzielnię idzie całkiem sprawnie, i po niewiele ponad godzinie cała grupa znajduje się przy schronisku. Po krótkiej pauzie jedziemy w kierunku miejsca docelowego - Klimczoka i tamtejszego schroniska.

Przejezdność szlaku była całkiem niezła, pomijając ostatnie podejście na szczyt Klimczoka - sporo luźnego sniegu utrudniało wjazd - w efekcie na szczyt "w siodle" wjechali tylko Kondi i Harry.


tuż przed szczytem Klimczoka


nasze miejsce docelowe


A tyle nas było...


zjeszcze widoki ;-)

Po robieniu pamiątkowych zdjęć na Klimczoku przyszedł czas na zjazd. Najpierw zjechali fotografowie którzy się okopali w różnych częściach stoku, później przyszła kolej na nas...
Coś tam Pan wyciągowy na nas fukał, ale jakoś bez większego przekonania.
A zabawa była przednia:-)


zjazd z Klimczoka - fot. Sretsam


zjazd z Klimczoka - fot. Sretsam


zjazd z Klimczoka - fot. Spoonman

W schronisku dość sporo ludzi, ale szczęśliwie udało nam się znaleźć miejsca siedzące. Obiad, rozmowy... po około godzinie zbieramy się w kierunku Szyndzielni - ten kierunek (w dół) nastrawiał dosyć pozytywnie :)


przejazd spod schroniska


chwila pauzy między Klimczokiem a Szyndzielnią

Podczas jazdy na Szyndzielnię po raz kolejny udało mi się solidnie przydzwonić. A specjalnie zrobiłem lukę do ludzi przede mną bo wydawało mi się że za wolno jadą...

Na Szyndzielni chciałem dopompować tylne koło i w ramach urozmaicenia urwałem wentyl z nowej dętki Fossa. Pech to pech. Na szczęście zmianę wykonałem ekspresowo :)

Dalsza część zjazdu to zielony szlak z późniejszym odbiciem na traskę DH w Wapienicy.
Ten przejazd szedł mi średnio, zaliczyłem jeszcze ze 2 gleby, ale i tak było nieźle.

szkoła noszenia rowerów im. shovela -> podejście na Cyberniok

Jedynie późniejszy przejazd z Wapienicy spowrotem pod Szyndzielnię (asfaltem) był średnio przyjemny.

Na parkingu pod Dębowcem pożegnaliśmy większość ekipy i w okrojonym, 5-cio osobywm składzie pojechaliśmy w kierunku wyciągu, a tam - korzystając z wygód - na szyndzielnię, skąd później zjeżdżaliśmy "nightride'owo".
Ten drugi zjazd- w całości zielonym szlakiem - był dla mnie zdecydowanie przyjemniejszy, szybszy i ogólnie - lepszy. Może to że poprzedni zjazd był bardziej "rwany" (duża grupa, czekanie) i brakowało mi flow...
Niestety na samym końcu, przy zjeździe z Dębowca zostałem pierwszym z EMTB który przysnejczył Fossa. Coś pecha mi przyniosły te dętki ;-)
ale snejk był uzasadniony - przy ~40 km/h wpadłem w duży kamień, bo patrzyłem się gdzie Kondi jedzie żeby mu drogi nie zajechać wyjeżdżając z bocznej ścieżki.
Efekt wpadnięcia na kamień to wgniecenie na obręczy, boczne bicie, przebita dętka i wgniot na ramie.
No ale... w tej sytuacji ta dętka miała prawo "pójść"


tradycyjne foto pamiątkowe

Podsumowując - wyjazd bardzo udany. Świetna atmosfera, niezapomniane miny turystów , którzy nie spodziewali się rowerowej "świętej inkwizycji" w górach, no i w trochę ruchu ;-)

Sezon się dobrze zapowiada.

profil

Track GPS

Dane wyjazdu:
28.60 km 20.00 km teren
03:50 h 7.46 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1150 m
Kalorie: kcal

Coś się tu Żarzy - Beskid Mały z EMTB :)

Poniedziałek, 27 grudnia 2010 · dodano: 05.01.2011 | Komentarze 4

Poświąteczny wypad z ludźmi z forum EMTB - Tomkem Dębcem, Tokasito i Kashą.

Start około 11 z parkingu przy kolejce na Żarze - na szczyt wjeżdżamy kolejką - nikomu się nie uśmiecha "rozgrzewka" asfaltem..
Chłopaki robią na gorze jakieś zdjęcia, ja ubieram ochraniacze i ruszmay w dół.
Muszę mówić że jest ciekawie?
Zmrożone zaspy na czerwonym szlaku formują pagórki - jedne calkowicie twarde, inne - lekko zapadające sie. Często nastepują szybko po sobie, a wcale małe nie są - pół metra - czasem trochę więcej.
Prawie każdy poza chyba Tomkiem Dębcem na tym odcinku "zaliczył glebę", jednak było to ciekawe urozmaicenie po jeździe po łatwych i już zimowo "oblatanych" szlakach w rejonie Szyndzielni.

Zjazd czerwonym szlakiem kończy się niespodzianką - tuż przed zabudowaniami mamy ponad 2 metrowe urwisko spowodowane przez ruchy osuwiskowe w z wiosny-lata 2010.
To miejsce jest o tyle niebezpieczne że szlak wyżej aż zachęca do szybkiej jazdy, a tutaj niespodzianka - dwumetrowy "drop" mógłby się skończyć nieciekawie...
Tomek D na szczęście hamuje w porę i ostrzega nas przed "niespodzianką"
Pewno tu niedługo Ghetto Freeriders wpadną i będa kombinować jak to zjechać :-)

Po zjeździe z żaru druga część "wycieczki" - teleport na drugą stronę jeziora i podjazd na Hrobaczą Łąkę.
Do końca zabudowań można było jechać w siodle, później była to już cięzka walka w koleinach i głębokim śniegu, a ostatnie fragmenty trzeba było już prowadzić.


TeDe i Tokasito na podjeździe


gleba?


mój alu-rumak na tle drzew ;-)


tutaj już trzeba było prowadzić

Do schroniska docieramy przed 13. Niestety - w schronisku panuje zewnętrzna temperatura, a opiekun schroniska okazuje się dosyć zamotany...
O tym jakie tam panowały warunki może trochę powiedzieć to, że po tym jak my dotarliśmy na miejsce, doszły 2 grupy turystów i temperatura wewnątrz wzrosła do 5 stopni...
Na miejscu zmiana planow - miał być szybki zjazd i powrót, udało misię chłopaków namówić na przejazd na Gaiki - korzystając z dość dobrych, jak na zimę, warunków


niebo było przebłękitne...


część zjazdowo-trawersowa: Kasha i Tokasito


ja tez się tam gdzieś plątałem

Na Gaiki droga minęła bez większych problemów, chociaż szlak był słabo rozdeptany i w wielu miejscach było cięzko jechać.
O dziwo kompletnie nie wiało, a w atmosferze zaszła inwersja - w górach było cieplej niż w dolinach.


Tomek Dębiec jedzie w kierunku Gaików.

Dalsza częśc to szlak zielony do Międzybrodzia, który dość leniwo opada w dół. W lecie może to być dośc ciekawa opcja podjazdowa, w zimie - trochę miejscami brakowało stromizny, ale jechało się dość dobrze.
O przy czerwonym szlaku możemy mówić o "słabym rozchodzeniu" przez turystów, o tyle na zielonym w wielu miejscach ludzka stopa jeszcze w zimie nie stanęła.
Podczas zjazdu udało mi się wyrwać plastikowe mocowania trzymające linkę hamulcową i przerzutkowa jakimś patykiem, no ale przy pomocy magicznych zipów udało się sytuację opanować :)


na zielonym szlaku


ślady rowerów i pchających je butow :)


ostatni fragment zjazdu

Trochę dalej siodło urwał tokasito, co zmusiło go do pominięcia części powrotowej na Żar asfaltem, i integracji z miejscowym folklorem barowym.
W drodze powrotnej na Żar najpierw miałem możliwość trochę "pogonić" Tomka, który wrzucił żelazne tempo, a potem - przetestowania rowerka Commencal Meta 6, którego do testów Tomkowi udostępniła firma Horizon Bikes.
Co tu dużo gadać - ciekawa konstrukcja, bo mimo jednozawiasowego systemu amortyzacji rower nie buja / buja niewyczuwalnie na asfalcie.
Więcej informacji o tym cudzie możecie znaleźć na stronie Horizon Bikes

Podjazd trochę mnie pomęczył - szczególnie biorąc pod uwagę fakt ze przy "wyrywaniu linek" trochę rozregulowałem tylną przerzutkę i musiałem podjeżdżać na przełożeniu 22x24T co było niezbyt przyjemne:)


profil

Track GPS (pożyczony od Tomka Dębca)

Dane wyjazdu:
17.30 km 17.30 km teren
03:40 h 4.72 km/h:
Maks. pr.:47.20 km/h
Temperatura:-10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:850 m
Kalorie: kcal

w poszukiwaniu Yeti z EMTB

Niedziela, 19 grudnia 2010 · dodano: 04.01.2011 | Komentarze 0

Przedświąteczny wypad z ekipa EMTB w składzie Kondi, Kartonier, Nokiann i ja.
Dzisiejszym celem jest poszukiwanie śladów Yeti w masywie Szyndzielni / Klimczoka, i uraczenie się obiadem w schronisku na Klimczoku.
Ten drugi cel niestety nie zostaje osiągnięty, ale powoli...

U stóp Szyndzielni wita nas niezła zadymka. Silny wiatr który lekko napawa mnie zwątpieniem... no ale co to za enduro bez hardkoru, poza tym - Kondi - Kołcz miał podręczny, przypiersiowy motywator typu Jagermeister.


bez motyywatora ani rusz...


dolna część szlaku - na szczęście osłonięta od wiatru


skład w komplecie

Podjazd na Szyndzielnię szedł mozolnie. W zasadzie to dzisiaj cięzko było mówić o jakiejś płynnej jeździe - mniej niż połowę dystansu w górę pokonaliśmy w siodle, reszta to pchanie lub noszenie. Śnieg był w ogóle nie ubity, i nawet bardzo szerokie opony się w nim zapadały.
No cóż - spacerki w górach też są przyjemne :-)


jeszcze jeden i byłaby olimpiada


C'est moi! na tle Bielska :)


"po co jechać skoro można iść?" - Kondi Kołcz 2010

Po wyjściu nad "Saharę" wiatr wzmógł się dość znacznie. W momencie w którym doszlismy do złączenia czerwonego szlaku z zielonym robiło się już naprawdę nieciekawie... Zadymka z podnóża góry to był "lajcik" w porównaniu do tego co na nas czekało na górze.
Ale co to za enduro bez zadymy ;-)


Noł Kołcz foto

Warun pogodowy zmusił nas do weryfikacji planu i porzucenia myśli o "ciśnięciu" na Klimczok. Obiad zjedliśmy na Szyndzielni... no nie było to złe, ale do kuchni z Klimczoka schron na Szyndzielni się nie umywa. Niestety :-(

Pierwszy zjazd tego dnia przejechaliśmy miksując szlak czerwony (w górnej i dolnej części) z zielonym (w części środkowej).
Szło to różnie, ale fun był!


śnieżne enduro ma swoje uroki ...


... takie jak niemal bezbolesne gleby

Po zjechaniu na dół stwierdziliśmy że jednak pozostał nam niedosyt, w związku z czym ruszyliśmy do kolejki, i po raz drugi wysokośc nabralismy w sposób ekspresowy.
Zjazd nr. 2 to cały czerwony szlak z krótką przerwą na foto. W trakcie cykania fotek trafiliśmy na Yeti, jednak jego magnetyczna osobowość rozkalibrowała Kartonierski aparat i wyszedł niewyraźny...


a foto bez yeti było ok!


profil trasy

Zjazd na dół jak dla mnie rewelacyjny - było co robić, bo czerwony już mocno "posypało", było przy tym szybko i... fajnie :)

Track GPs