Info

avatar Bloguje shovel z miejscowości Tychy. Przejechałem 12019.61 kilometrów w tym 3664.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.62 km/h i mam ją głęboko w dupie ;-)
Więcej na moim www.
Polecam: Snowboard Sklep Snow4Life
Portal o treningu siłowym i funkcjonalnym mojego autorstwa


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy shovel.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:3416.83 km (w terenie 1164.50 km; 34.08%)
Czas w ruchu:159:58
Średnia prędkość:21.16 km/h
Maksymalna prędkość:65.50 km/h
Suma podjazdów:18631 m
Suma kalorii:6481 kcal
Liczba aktywności:55
Średnio na aktywność:62.12 km i 2h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
52.80 km 30.00 km teren
04:15 h 12.42 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1472 m
Kalorie: kcal

Żywieckie klimaty

Sobota, 9 października 2010 · dodano: 11.10.2010 | Komentarze 8

Jako że pogoda dopisuje, a rowerek został "uzdatniony do jazdy" to zaplanowałem na sobotę wycieczkę w Beskid Żywiecki - w okolice gdzie ostatnio urwałem przerzutkę, i nie spełniłem swojego "podbojowego" obowiązku.
Niestety, konduktor przyszedł i oznajmił że pociąg dalej niż do Rajczy nie jedzie, dalszy transport możliwy jest tylko autobusem co mi nieszczególnie pasowało, więc zdecyodwałem się zmienić plany.
Ruszyłem razem z poznanymi Mariuszem i Tomkiem z Milówki w stronę Hali Boraczej zielonym szlakiem, przebiegającym w rejonie aktywnego osuwiska na wzgórzu Prusów.
Szlak dosyć ciekawy, podjeżdżalny w 95%, z fragmentami ostrego wypychu przy ściankach oraz tuż przed samym schroniskiem


polanka na zielonym


jesień w górach jest piękna... szkoda tylko że dzień taki krótki!


podjazd częściowo wiedzie fajnym singletrackiem. niestety - taki odcinek jest dość krótki i zakończony wypychem.

Na Hali Boraczej zrobiliśmy krótki postój, ja skróciłem łańcuch o jedno ogniwo i się przebrałem w trochę bardziej przewiewne ciuchy (czytaj: zdjęłem zimowe spodnie accenta z windstopperem które grzały niemiłosiernie).
Udało mi się też chłopaków przekonać że zjazd czarnym i podjeżdżanie na Słowiankę nie jest ciekawą opcją, i że lepiej zrobią jak pojadą ze mną na Rysiankę :)


tuż za Boraczą


na dole schronisko


krótki odpoczynek na skrzyżowaniu szlaków pod Redykalnym

W okolicach Lipowskiej na płaskim fragmencie udało mi się zaliczyć OTB. Gleba i kamienie dobrze zamortyzowały upadek, jednak skutki odczuwałem już do końca wycieczki. Na Rysiance poza krótkim odpoczynkiem i sprawdzeniem zjazdu na Słowiankę skorzystałem z uprzejmości właścicieli schroniska i się trochę "opatrzyłem".
Widoki były niestety dosyć średnie - niby było widać Tatry, ale przejrzystość powietrza była raczej przeciętna.


shit happens


w oddali widać szczyty Tatr


a nieco bliżej - rysuje się sylwetka Babiej Góry

Dalsza część to zjazd czerwonym szlakiem trawersującym Romankę do Słowianki. Szlak urozmaicony i ciekawy, ogólnie nie jest trudny ale ma parę ciekawszych fragmentów - jedną ściankę i jedną sekcję z "telewizorami" którą udało mi się przejechać... no prawie do końca, bo podjechać pod ostatnie odbiorniki RTV mi się nie udało :)


jeden z fajniejszych fragmentów na czerwonym


jak widać - zaopatrzyłem się w ochraniacze kolan. Szkoda że nie mieli akurat w sklepie łokciowych:-)


Tomek na zjazdach nie odpuszczał.


ścianka - jedyny fragment w Beskidach z Łańcuchem, poza Babią Górą. Na chwilę obecną - dla mnie niezjeżdżalne, ale może za rok...


a takie coś lubię :) trochę dużych kamieni, można się pomęczyć ciekawie

Dalszy fragment czerwonego szlaku nie był już taki fajny - szeroka droga poorana zwózką drzew i ostatnimi ulewami. Ogólnie - bez tragedii, ale na pewno zjazd tedy nie sprawia specjalnej przyjemności.


Mariusz i Tomek przy małym strumyczku


zjazd w bagienku


Mariusz zjeżdża w kierunku Słowianki

W schronisku na Słowiance zrobiliśmy sobie postój. Słońce chyliło się ku zachodowi, wiatr się wzmagał no i temperatura spadała, więc po chwili zdecydowaliśmy się kontynuować wycieczkę czerwonym w kierunku Węgierskiej Górki.
Początkowo pchaliśmy tak szybko, że nie zauważyliśmy odbicia szlaku, co zaowocowało wepchnięciem na jakąś górkę, krótką foto-sesją, naradą i zjazdem do czerwonego. Udało się go szczęsliwie znaleźć - okazało się że to singiel w trawach - rewelacja! A przynajmniej byłaby rewelacja, gdyby nie parę dziur-niespodzianek i ogólnego zarośnięcia szlaku.
W kazdym razie - jechało się tam bardzo przyjemnie i naprawdę polecam ten fragment, chociaż trzeba się liczyć z obiciami od gałęzi.
Tuż przed końcem singla udało mi się po raz drugi wyglebić, ale tym razem nie byłem sam - w tym samym miejscu Tomek zaliczył swoją jedyną glebę w ciągu dnia :)

Dalej już było z górki. Dośc dobra droga, szybkie zjazdy... po dotarciu do węgierskiej Pizza w pizzerki Przystanek (dobra! polecam!) i powrót pekapem do domu:)


polanka nad Słowianką - jesli tu dojedziesz, to znaczy że zabłądziłeś :)


pamiątkowa fotka


?


i ostatnia fotka - widokówka z tego dnia...

Track GPS

track nie obejmuje dojazdu do PKP w Tychach - podobnie jak profil!
v-max teren 46,8 km/h



Dane wyjazdu:
55.74 km 20.00 km teren
03:55 h 14.23 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1265 m
Kalorie: kcal

Fail w B. Żywieckim

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 27.09.2010 | Komentarze 7

Miało być tak pięknie. Dobra pogoda w sobotę, ulewy w niedzielę... zarezerwowany nocleg na Rysiance i ambitne plany. W Sobotę okolice Rycerki, w niedzielę - Pilsko i co_tam_jeszcze_Bóg_da... niestety nie wyszło.

Sobotni pech zaczął się o 5 rano - miałem odwieźć mamę na autobus (jechała na grzybobranie), jednak samochód powitał mnie "flapem" w przednim kole, więc musiałem wziąć auto od ojca...

Po powrocie do domu i spakowaniu się pojechałem rowerem na dworzec PKP w Tychach, i korzystając z usług naszego wspaniałego przewoźnika dostałem się do Rajczy, po drodze poznając Michała (DUCKANDCOVER @ EMTB) z którym rozpoczęłem sobotnią trasę.
Początek był całkiem fajny - najpierw parę kilometrów do Ujsoł, następnie odbicie na czarny szlak rowerowy prowadzący szeroką drogą gospodarczą, trawersujący zbocza Muńcoła.
Sam szlak na wjazd nadaje się doskonale - dość dobrze wyrównany, niezbyt stromy - nachylenie podobne do podjzdu na Szyndzielnie z Dębowca


czarny szlak rowerowy

W pewnym momencie wydało nam się to zbyt łatwe. trafiliśmy na rozdzielenie dróg, w lewo odchodziła jedna pod kątem w górę, na wprost droga zdawała się opadać.
Wybraliśmy - zgodnie z ZZDG (zasadą zawsze do góry) drogę idącą w górę zbocza... no i zboczyliśmy ze szlaku.
Podjazd - na Canyonie go "ogarniałem", ale wiem że na Terrago bym go nie wjechał. Trudno, kamieniście, droga przeorana.
najlepsze fragmenty wyglądały tak, jak na poniższych zdjęciach...

Podjezdżający Michał

Niedaleko za zakrętem droga się urywała

pełen spokój :)

Po chwili droga zamieniła się w zarośniętą, ledwo rozjeżdżoną ścieżkę, którą dość trudno się podjeżdżało... no i nie nie oszczędzała ona utrudnień.
Najpierw zwalone drzewa, a później - praktycznie całkowity koniec ściezki, jakieś szlaki wydeptane przez zwierzęta i tyle... no ale - zgodznie z założeniami jechaliśmy / szliśmy do góry, trafiając ostatecznie na zielony szlak


nie wszędzie dało się przejechać

Po zjechaniu do przełeczy Kotarz zaczyna się podjazdo-pchanie na Wiertałówkę. Dość stromo + luźne podłoże utrudniają jazdę, a tam gdzie dąło się jechać Michał zrywa dwa razy łańcuch.
Kiedy w końcu osiągamy Wierałówkę trafiamy na krótki zjazd, tuż przed wspinaniem na Rycerzową. Nieopatrznie przejeżdżam przez leżące gałęzie i urywam hak przerzutki...
chociaz powiem szczerze - przejechałem w tym roku Giantem przez wiele gorszych paści, i nie wydaje mi się żeby ten hak miał prawo się tam złamać..


urwany hak = nieprzewidziane skrócenie wyjazdu

Po chwili namysłu i puszczeniu kilku wiązanek obrażających niemiecką myśl techniczną zdecydowałem się na zrobienie single speeda. A raczej double speeda, jak się okazało w praniu:)

Podjazd na Małą Rycerzową początkowo robiłem na przełożeniu 2-4, ale wkróte okazało się że dostępne mam jeszcze 1-7 więc nie było tak źle.
jedynie łąkowy odcinek zdecydowałem się wypychać rower, szczególnie że Michał po skróceniu łańcucha o 2 ogniwa też musiał pchać pod górkę, bo nie mógł korzystać z największych zębatek.
Po chwili trafiliśmy na halę Rycerzową. Niestety widoki nie powalały, ale zjazd do schroniska, w którym akurat odbywała się jakaś msza był całkiem fajny.
Zapomniałem po "wspinaczce" odblokować skok w Talasie, co mi zrobiło małego stracha tuż przed schroniskiem gdzie niespodziewanie trafiliśmy na dość stromą skarpę :)


Zjazd na Halę Rycerzową

Po dłuższym niż planowany postoju (kolejki w schronisku) zdecydowaliśmy się zjechać żółtym szlakiem na przełęcz Glinne, skąd ja odbijałem zielonym w kierunku Rajczy, A Michał jechał dalej swoją trasę szlakiem granicznym... Jak się okazało - mogłem jechać z nim, bo na trawersach jakoś bym dał radę, a podjazdy i tak były bardziej do wypychania aniżeli do wjeżdzania.
Pamiątkowe foto singlespeeda i zjazd do Rajczy.
Swoją drogą - żółty z Rycerzowej jest całkiem ciekawy. Początkowo stromy singiel, na którym trzeba uważać, później trochę się droga poszerza i robi się łatwiej.

pamiątkowy fot singla

Podczas zjazdu zielonym zdecydowałem się w końcu przełożyć klocki hamulcowe - na przodzie miałem przez większość wycieczki spiekane Accenty, które zdecydowanie się nie sprawdzały - niesamowicie się nagrzewały, a hamowały niezadowalająco. Po zmianie na A2Z sytuacja się trochę poprawiła.

Hak przerzutki juz poklejony i założony, następny właśnie zamawiam. Zapas jednak musi być:)
Dzisiaj przyszła tez zamówiona kierownica, a więc i rower mogę zacząć przerabiać pod swoje potrzeby.
Swoją drogą - zapraszam na moje aukcje ze sprzętem rowerowym, może ktoś coś znajdzie dla siebie:) Link do aukcji

Zdecydowałem się jednak sprzedac Formuły Oro. Szkoda mi strasznie tych hamulców, bo świetnie się sprawdzały, jednak raz - nie pasują kolorystycznie do roweru, dwa - mam za krótki tylny przewód hamulcowy i przy konkretniejszej glebie mógłbym go wyrwać.

track GPS (obejmuje tylko część górską)



Dane wyjazdu:
52.87 km 25.00 km teren
04:43 h 11.21 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1565 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki z Prążkiem

Środa, 11 sierpnia 2010 · dodano: 11.08.2010 | Komentarze 3

Pierwszy wyjazd Adama w góry. Co tu dużo gadać - dostał "próbkę" tego co go czeka, jesli zdecyduje się kontynuowac przygodę z MTB. Nawet skosztował już górskiej gleby ;-)
Trasa: Rajcza - Glinka - Kubiesówka - Krawców Wierch - Hruba Buczyna - szlakiem granicznym do przeł. Bory Orawskie - zjazd na czarny szlak - Rysianka. Następnie żółtym szlakiem na Lipowską i zamiast planowanego ciągu dalszego żółtym zjazd Zielonym na Halę Boraczą, a następnie - z powodu niedopatrzenia na mapie - zjazd w złą stronę - do węgierskiej górki. Dalej dojazd do Rajczy asfaltem.
Track GPS

Ogólnie, wyjazd całkiem udany mimo iż straciliśmy masę czasu w na dojazd, wyjątkowo duży ruch nas mocno "spowolnił". Pierwsze kilometry w górach nie były dla Adama łatwe, ale w miarę nabierania 'obycia" było coraz lepiej.
Dla mnie wyjazd był o tyle ciekawy, że jechałem z dopiero co odtłuszczonym hamulcem przednim (zalałem dzień przed wyjazdem olejem), i z ledwo co działającym tyłem (brak okładziny - błoto w ostatnich 2 wyprawach ją zabrało ze sobą), przez co musiałem zdecydowanei bardziej uważać na jakichkolwiek zjazdach... przód ostatecznie się dotarł - na ostatnim zjeździe, asfaltowym, z hali boraczej :-P

Sama trasa - szlak do przełęczy Bory Orawskie dośc mocno zabłotniony, ale w większości przejezdny. Problemy pojawiają się na gliniastych podjazdach, gdzie opony nie mają się w co wgryźć, bo są już od dawna zaklejone :-P

Zjazd na czarny szlak - całkiem ciekawy, przejście przez rzeczkę dla ochłody, a później dosyć męczący podjazd na Rysiankę prowadzący głównie po kamienistej drodze.
Zjazd w kierunku Boraczej zielonym szlakiem - dość trudny, może nie bardzo stromy ale wymagający ciągłej koncentracji (kamienie, korzenie, strumyczki, parę kołysek), szczególnie że w niektórych miejscach wypadnięcie ze szlaku wiązałoby się z kilkumetrowym lotem.

Zjazd z Boraczej w złą stronę kosztował nast ok. 10 dodatkowych kilometrów asfaltem. Shit happens.















Dane wyjazdu:
72.30 km 50.00 km teren
07:14 h 10.00 km/h:
Maks. pr.:46.80 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2826 m
Kalorie: kcal

Beskid Mały - dokończenie

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 08.08.2010 | Komentarze 6

Wyjazd mający na celu dokończenie zdobywania najważniejszych szczytów Beskidu Małego. Wszystko poszło zgodnie z planem :-)
Trasa szczegółowo w Tracku, najważniejsze poniżej:
Kobiernice - Hrobacza Łąka - Groniczki(czerwonym) - Gaiki - Przegibek - MAgurka - Czupel - Rogacz - Suchy Wierch - Czernichów(niebieskim) - Tresna - Łękawica - Łysina (asfaltem) - Sciszków Groń - Płonne - Kucówki - Gibasów Wierch - Łamana Skała (zielonym) Potrójna - Roczenka - Przełęcz Kocierska (czerwonym) - Cyganka - Przełęcz Beskid - Jarosówka - Bukowski Groń - Palenica - Porąbka - Kobiernice

uff. w tracku GPS wygląda to tak ;-)

Wyprawa ogólnie bardzo udana. Podjazd na Hrobaczą asfaltem mnie "rozgrzał", swoją drogą na samym końcu, tuż przed schroniskiem wyprzedził mnie jakiś Pan na magnumie, w dodatku z lekkim brzuszkiem ;-) no ale pewnie on nie miał w planie całego dnia na rowerze.
Dalsza jazda czerwonym na Groniczki była w zasadzie bez przeszkód, nie licząc dużej ilosci kamieni i koniecznego wprowadzania na ok 50 metrowym fragmencie, gdzie spotkałem kolejnego rowerzystę, tym razem na fullu :) Puściłem go przodem bo mi się coś źle jechało na tych kamieniach... na rozjeździe czerwony/niebieski z ciekawości sprawdzilem ciśnienie w amorze i wszystko było jasne - jakimś cudem z komory pozytywnej uciekło mi 30 psi przez co amor mi się mocno "zapadał".
Szybkie pompowanie i jazda niebieskim - zjazd do przełęczy jak najbardziej ok, dość kamienisty ale w końcu to beskidy, natomiast tak po 300-400 metrach jazdy w mękach niebieskim na magurkę czeka nas drugie tyle pchania / niesienia, bo szlak jest totalnie nieprzejezdny w górę.
Po tym odcinku jest już lepiej. Do schroniska dojazd jest na dalszym odcinku bezproblemowy, od schroniska do Rogacza jest całkiem przyzwoicie. Od Rogacza zjazd niebieskim jest fatalny. rynna, w środku rynsztok kamienisto-gałęziasty. Efekt zwózek i ostatnich deszczy - naprawdę szkoda się męczyć zjeżdżając tędy, bo frajdy to nie dawało żadnej. Przynajmniej nie na hard tailu.
W jednym miejscu musiałem zejść i sprowadzić kilkadziesiat metrów, bo przy nachyleniu 40-50% stopni mieliśmy postać rynny "spychającej" czyli niezależnie jakbyś nie próbował jechać i tak trafisz do tego barłogu na środku, a ja nie chciałem ryzykować gleby.
Od Czernichowa asfaltowy przejazd aż do zjazdu w kierunku Łysiny. Fajne widoczki, trasa dość dobra choć ruchliwa... no i terochę górek po drodze.
Podjazd na łysinę męczący, monotonny, i dający w kość - jest chyba trochę stromiej niż na Hrobaczej, asfalt jest co prawda dobry, ale "idzie ciężko" :-P
Na Łysinie otwarty był sklep. Zaopatrzony (poza piwami) biednie, kupiłem tam tylko 7 daysy i tymbarka, bo nic innego nie mieli do picia

Od Łysiny świetnie oznakowanym zielonym w kierunku Łamanej Skały. Doskonały szlak na rower - w 99% przejezdny, bez ciągłego "dywanu kamiennego" - jechało się przyjemnie, relaksująco, o to chyba chodzi. W miarę zliżania do Łamanej Skały robiło się jednak coraz trudniej, na ostatnim kilometrze było trochę prowadzenia, ale bez tragedii.
Czerwony od Łamanej przez Potrójną do Kocierskiej jest dosyć łatwy i przyjemny, jednak masakrycznie zabagniony.
Na potrójnej już tradycyjnie zatrzymałem się w tej nowej chatce, prowadzonej przez dwójkę młodych ludzi. Fajny klimat, niedrogo (jak na te wysokości), a i pozwolili sobie jajecznice usmażyć :)

Na przełęczy Kocierskiej początkowo popełniłem błąd i zjechałem zielonym w lewo, ale po chwili się zorientowałem i wróciłem ;-) po czym pojechałem w dobrym kierunku. Zielony na przełęcz beskid w początkowym biegu jest szeroki jak autostrada, i w zasadzie można tam całkiem nieźle się rozpędzić, w dalszej części jest trochę węższy i trudniejszy, ale w dalszym ciągu w 100% zjezdny. Nie pamiętam też żeby tam było coś do podprowadzania.
Po przejechaniu przez przełęcz Beskid zielony wspina się dość mocno na kolejne pasmo Beskidu małego. W zasadzie nie ma szans na podjazd i pierwsze 500 metrów trzeba prowadzić. Dalej jest już lepiej, a nawet dużo lepiej, bo kolejne kilka kilometrów można pokonać bez zsiadania. Zjazd z zielonego jednak, zgodnie z tym co się spodziewałem nie był najłatwiejszy. Stromo, w dodatku na długim odcinku znowu jedziemy rynną, stromą i wyładowaną kamieniami i klockami drzewa. W jednym miejscu "było blisko" do gleby, bo za szybko wjechałem w tą rynnę i nie miałem jak zwolnić, co chwilę tylko przeskakiwałem kolejne "ciekawostki" .. ogólnie, trudny fragment.
Dalszy zjazd asfaltem bez wydarzeń szczególnych ;-)

Tym razem więcej fotek:

początek jazdy - foto-pauza na podjeździe na Hrobaczą

Czerwony z Hrobaczej. "piękny" kamienisty dywan

miejsce gdzie nie da się podjechać - jakieś 20-25 stopni nachylenia + luźne kamienie + piach.

Niebieski na Magurkę. Pchanie / noszenie na odcinku ok 400 m

fragment graniowy niebieskiego, z magurki na Czupel. Bardzo przyjemny

widok na zaporę ;-)

a tam zaczynałem wyprawę

zjazd niebieskim. Do tego koryta ściągało z każdej możliwej strony..

Widok z Łysiny... rewelacyjna panorama beskidu Żywieckiego. Aparat tego nie odda

Zielony w kierunku Łamanej skały. Drobne kamienie nie przeszkadzają, ogólnie - przejezdny w ogromnej większości

Podjaz na Łamaną Skałę. Czerwony w kierunku Kocierskiej jest całkowicie przejezdny

Widok z Potrójnej, po deszczu :)

myślałem że przejadę...

zielony szlak z Kocierskiej

widok z Zielonego

Tam też dzisiaj byłem

Widok na Żar

Kapsel z Tymbarku komentarza nie wymaga:)

profil traski

Dane wyjazdu:
76.70 km 55.00 km teren
07:55 h 9.69 km/h:
Maks. pr.:55.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2770 m
Kalorie: kcal

Żurawnico - p.... się!

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 01.08.2010 | Komentarze 1

Wyjazd planowany od dłuższego czasu, ale pogoda nie pozwalała. Trasa planowana była nieco inna, wyszło jak wyszło..

track gPS

Do Andrychowa dojechałem chwilę po ósmej. Po rozpakowaniu pod PKO ruszyłem w kierunku Rzyk, gdzie pobłądziłem lekko (nie zauważylem zjazdu na czarny szlak), no ale chwilę później się odnalazłem i kontynuowałem jazdę, ups... wędrówkę pod górę. Pierwsze 500-600 metrów czarnym to pchanie - duże nachylenie, sporo luźnych kamieni, korzenie. Jako zjazd - pewnie fajny, techniczny i wymagający koncentracji.. do podjechania jednak to on nie jest.
Po tych kilkuset metrach szlak się wypłaszcza i już w przyjemniejszej formie wiedzie mnie tuż pod Groń JP2, gdzie na chwilę szlak opuszczam żeby objechać sobie singlem pod schronisko. Tam króciutka przerwa i zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Krzeszowa... zjazd w górnej partii świetny - można szybko, jest parę technicznych miejsc, ale ogólnie - kupa frajdy i można było trochę 'przycisnąć' nawet w mokro-błotnych warunkach.
Niżej nie było już tak rewelacyjnie - dużo błota zrobiło swoje, w dodatku częścią szlaku płynął strumyczek, który w dalszym ciągu zmienił się w prawdziwą rzeczkę (jechało się środkiem tego mając wodę po pedały. Po zjeździe do Krzeszowa pojechałem na Żurawnicę, którą zaplanowałem jako część do zjechania z Beskidu Makowskiego (celem było 'zahaczenie' o 3 beskidy w jednym wyjeździe (mały, makowski, żywiecki)). Asfaltowy podjazd na osiedle pod żurawnicą już daje w kość - miejscami naprawdę stromo. Tradycyjnie szlak słabo oznakowany, przez co przegapiłem zjazd i musiałem się cofać. Po wjechaniu na czerwony szlak już po kilkunastu metrach musiałem zsiąść z roweru i prowadzić. W zasadzie z 80% drogi na żurawnicę prowadziłem / niosłem rower. byłem już wtedy na siebie wkurzony że tamtędy pojechałem, jeszcze przed tym jak zobaczyłem ostatni stromy, skalisty odcinek gdzie musiałem rower wrzucić na plecy (tak z 60 stopni nachylenia na ostatnich 30m?) OK. Wniosłem, jest nadzieja że będzie lepiej. Jest bardziej płasko... no niestety jest też bardzo bagniście. i komary, muszki - to całe latające gówno. Jeszcze w życiu w takich ilościach nie widzialem owadów, nie można było stanąć, bo wokół nas był dźwięk jakby latały w powietrzu bombowce.
Jakoś na trawersie złapałem pierwszą glebę dzisiejszego dnia, gdy profil szlaku "zniósł mnie" w dziurę, co poskutkowało OTB, nie jedynym zresztą dzisiaj. Do zjazdu na przełęcz Carchel witam się z ziemią jeszcze jeden raz, gdy zjeżdżając po kamieniach w pewnym momencie tylna opona "uślizgnęła się" na zamszonym, mokrym kamieniu.
Dalsza część jazdy podjazdowo nie była tragiczna, jednak 2 gleby w przeciągu kilkunastu minut zrobiły swoje - już trochę obolały, i nadto ostrożny zjeżdżałem dalej. nie trzeba było dlugo czekać - na stromym zjeździe pojechałem za wolno i zjeżdzając z kamieni zaliczyłem kolejne OTB - tym razem o tyle nirzpeyjemne że przyłożyłem piszczelami o kamienie. od tego momentu będę je czuć do końca wycieczki.
Dalszy ciąg to kolejne 2, mniejsze gleby, w zasadzie jedno to nie była gleba a drzewo, które swoimi gałęziami zrzuciło mnie z siodła.

ogólnie, szlak zielony, z Żurawnicy do Suchej w dzisiejszych warunkach (mokro po tygodniue ulew) nie nadawał się za bardzo do jazdy. Praktycznie na całej długości opony topiły się na 5 cm w błocie / ściółce, a podczas zjazdu przy hamowaniu zsuwało się podłoże ze sobą. "Na sucho" byłby to dobry, dośc techniczny odcinek, ale "na mokro" - prawdziwa katorga
OK, zjechałem w końcu do Suchej Beskidzkiej, (a właściwie nie takiej bez Kickiej, bo po drodze widziałem sporo zająców w lesie), gdzie tradycyjnie nie umiałem znaleźć szlaku prowadzącego na Przyslop, a jak już go znalazłem to okazało się że mogłem go jeszcze nie szukać - spory kawał prowadzenia po zabłotnionej, zatrawionej łące (nachylenie w okolicach 30 stopni), a po jakimś czasie szlak się łączy z drogą asfaltową, którą można było spokojnie tam wjechać, aż do cześci oznaczonej jako wspólny szlak czerwony / rowerowy (okolice dz. Podksięże). No cóż - na błedach się czlowiek uczy... dalsza częśc już przyjemniejsza. Trasa przejezdna, trochę zabłocona i śliska, ale dało się jechać.
Po drodze spokalem GOPR'owca, który mówił jak go wkurzają motocykliści jeżdżący po szlakach itp, i namawiajacy mnie do zjechania do zawoji na nocleg... może kiedyś?
W Przysłopiu, przy wydatnej pomocy sklepikarki gdzie kupowałem wodę, po raz kolejny pomyliłem szlak - zamiast zjeżdżać czerwonym i wbijać na pomarańczowy na pasmo jałowca, ja się cofnęłem ok 1,6 km, a jak się zorientowałem że sie pomylilem, nie chciało m isię już tracić strconej wysokości i pojechałem niebieskim szlakiem do Stryszawy i dalej do Krzeszowa. Stamtąd zdecydowalem się ruszyć zielonym na Łamaną Skałę. Pierwszy odcinek dość przyjemny, mimo ogromnego już wtedy zmęczenia (ta Żurawnica naprawdę mnie sporo kosztowała) dało się jechać. Po przeprawie przez strumyk przy asfaltowej części zielonego na Łamaną trochę się zamoczyłem - wysoki poziom wody i brak jakiegokolwiek mostka wymusił małą stopo-kąpiel ;-) zaczął sie właściwy podjazd pod Łamaną. najpierw trocę terenem / asfaltem (przejezdne), a później niestety pchanie po rumowisku. Nawwet na sucho nie ma tam specjalnie szans na wjechanie - stromo, bardzo dużo luźnyc jkamieni wielkości pięści, gdzieniegdzie korzenie.
Ogólnie od połowy tego odcinka "pchającego" na zielonym zaczeła się walka z psychiką, która mówiła że pierdzieli to wszystko, i chce do domu, a najlepiej to w ogóle siąść w miejscu i wszystko olać.
Jakoś udało mi się dopchać do wyrównania terenu, dalej już w miarę dało się jechać do skrzyżowania zielonego z czerwonym... w życiu nie sądziłem że tak się ucieszę na widok tych czerwonych oznakowań:) Dalsza część - mocno bagnista - przebiegła bez większych przygód, jednak zmęczenie i ból nadgarstków i dupska zmusił mnie do zjazdu z kocierskiej asfaltem, zamiast terenowego zielonym szlakiem.. może będzie jeszcze okazja;)

Ogólnie wyjazdu nie mogę zaliczyć do udanych. Pchanie roweru ejst zdecydowanie bardziej męczące niż jazda na nim, a w sumie kilka kilometrów go w ten sposób transportowałem. ale to moja wina - za bardzo kierowałem się oznaczeniami szlaków, a za mało instynktem samozachowawczym - powinienem więcej używać asfaltu do podjazdów :)
o dziwo nie padało...

suma podjazdów realnie większa niż na tracku, podobnie jak i trasa dłuższa - everytrail ma ograniczenie ilości punktów wczytywanych, stąd różnice...
Kategoria 50-100 km, gps, samemu, góry


Dane wyjazdu:
65.90 km 3.00 km teren
02:25 h 27.27 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:320 m
Kalorie: kcal

raczej szosowo..

Środa, 21 lipca 2010 · dodano: 21.07.2010 | Komentarze 0

Trasa: Dom - Klimont - zjazd (ehe, akurat) od strony bierunia trawą - Bieruń singletrack - Bieruń Nowy - Wola - Góra - Ćwiklice - Pszczyna - Jankowice - Międzyrzecze - Bojszowy - Świerczyniec - dom.

track GPS

Plan był inny, ale wyruszyłem z opóźnieniem. O ile do wjazdu na klimont było fajnie i dobre tempo, o tyle zjazd solidnie napsuł w średniej. Enduro mi się zachciało - OTB na zjeździe (wysoka trawa, wpadłem w dziurę), do tego na dole masa pokrzyw, bagno i wysokie trawy. ale nie wróciłem się, żeby sobie siary nie robić przed ludźmi na szczycie, skoro tak dziarsko zjezdżałem, tylko przedzierałem się dalej.
Na singlu druga gleba dzisiejszego dnia - chciałem sobie ładnie po "bandzie" przejechać, tylko że banda była urojona - okazała się grupą kępków trawy, a mnei ściągnęło z wału (i rowerA). Dalsza część po szosie bez przygód, tempo dobre, a nawet bardzo dobre biorąc pod uwagę to, ile ostatnio jeżdżę. Najwyraźniej prawdziwe jest twierdzenie że 1 km w górach = 10 km zrobionym na płaskim.
Ostatnie kilka km wymęczyłem - bolały mnie uda z przedniej strony...
ogólnie - fajnie. Dawno nie miałem takich problemów z wchodzeniem / schodzeniem po schodach:)
Kategoria 50-100 km, gps, samemu


Dane wyjazdu:
64.52 km 20.00 km teren
04:08 h 15.61 km/h:
Maks. pr.:65.50 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1270 m
Kalorie: kcal

Beskid Mały - podejście trzecie

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 12

Trasa: Andrychów - Wadowice - Jaroszowice - Świnna - Mucharz - Tarnawa - Krzeszów (asfaltem) - Leskowiec - Łamana Skała - Beskid - Potrójna - Przełęcz Kocierska (czerwonym szlakiem) - Andrychów (asfaltem)
track GPS

Trasa planowana pierwotnie była zupełnie inna - zakładała wjechanie na Leskowiec Żółtym z okolic Wadowic, późiejsze odbicie pod Łamaną Skałą na Zielony szlak i przejazd na J. Międzybrodzkie, ale niestety tak się nie stało. Pierwszym powodem, był mocno zarośnięty żółty szlak, który zleksza zniechęcił jadącego ze mną Adama, kolejnym - upał i dodatkowe kilometry nadłożone celem dojechania do Krzeszowa, a trzecim - problemy Adama z krążeniem w nogach, które wymuszały pauzy i wolniejsze tempo jazdy.
Mimo wszystko, było i tak bardzo przyjemnie... W końcu, będąc "z kimś" mogłem trochę "poszaleć" na szlakach, nie ograniczając zbytnio prędkości... przynajmniej na dużych kamieniach i korzeniach, bo drobne kamyki to w dalszym ciągu nie mój żywioł.

Sama trasa - do Wadowic bardzo przyjemnie. Przy budowanym zbiorniku w Świnnej Porębie trafiliśmy na korek, który dość szybko ominęliśmy. Zjazd w kierunku Targanic i Krzeszowa zaowocował kilkoma górkami, niestety podjeżdżanymi w pełnym słońcu. Na czerwony szlak trafić było trudno, i utrzymać się na nim - w początkowej części - też było niełatwo. Niestety, u nas nikt nie myśli o tym, żeby lepiej oznakować szlak na łąkach, i w kilku miejscach musieliśmy tego szlaku szukać i próbować różnych wjazdów.
Sam podjazd czerwonym jest stosunkowo łatwy. Dla osoby która ma dobrą kondycję i technikę powinien być w 100% przejezdny, dla mnie było kilka niedługich fragmentów gdzie decydowałem się prowadzić rower a nie męczyć, co nie zmienia faktu, że pewnie dałoby się podjechać gdyby dobrze rozłożyć siły.
W schronisku na grani JP2 pustki, tam uzupełniliśmy płyny, chwilę odpoczęliśmy i pojechaliśmy w kierunku Kocierskiej.
Po drodze na przełęcz podczas "zabaw" zjazdowych poszła mi szprycha, a kolejna dość mocno się poluzowała, w związku z czym zdecydowaliśmy się nie ryzykować i zjechać z przełęczy asfaltem (swoją drogą - czas nas też już gonił).
Zjazd z przełęczy fajny, aczkolwiek wyprzedzający rowerzystów samochód jadący z naprzeciwka trochę mi strachu narobił - hamowanie z 60 km/h na łuku nie należy do najmniej stresujących.

Powrót samochodem przyjemny, bez korków...

V-max w terenie - pod Leskowcem - 42 km/h.
Parę fotek - wyjątkowo, lepszej jakości :)


w Wadowicach

zapora w Świnnej - budowa wiecznie niedokończona

widoki z podjazdu na Leskowiec

a tutaj już przy szczycie

i panorama z Leskowca

gdzieś na zjeździe...

skałki pod Łamaną Skałą

panorama spod Łamanej... widoki w Beskidzie Małym naprawdę są rewelacyjne.

a to ja i Adam ;-)

moje Terrago na Potrójnej

to nie było konieczne, ale nie umiałem się powstrzymać :-)

Profil trasy

Dane wyjazdu:
58.79 km 8.00 km teren
03:00 h 19.60 km/h:
Maks. pr.:40.70 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

na Wolę

Czwartek, 8 lipca 2010 · dodano: 08.07.2010 | Komentarze 0

Taka, krótka wycieczka z Sylwią.
Spacerowe tempo, zresztą - dobrze, bo mnie coś kolano rozbolało.
nad Wisłą w Woli bardzo pięknie, nie widać ze w ogóle jakaś powódź była...

a tak poza tym, to wycentrowałbym sobie w końcu to tylne koło.

Dane wyjazdu:
51.96 km 45.00 km teren
05:00 h 10.39 km/h:
Maks. pr.:47.80 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2200 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki - pętla

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 04.07.2010 | Komentarze 4

Trasa: Rajcza - Glinka(asfaltem) - (żółtym szlakiem): Kubiesówka - Glinka - Krawców Wierch - Gruba Buczyna - Wilczy Groń - Przełęcz Bory Orawskie - Trzy Kopce - (czerwonym) Rysianka - (żółtym) Romanka - (niebieskim) Słowianka - (czarnym / bez szlaku) - zjazd do Żabnicy - czarnym / asfaltem - podjazd na Halę Boraczą - (zielonym/czarnym) Redykalny Wierch - (żołtym) zjazd w kierunku Nickuliny przez Zapolankę, później asfaltem do Rajczy

track gps
Track GPS jest 100% poprawny do 29 kilometra. dalej dane są orientacyjne - GPS mi się wyłączył przy glebie, i wprowadzałem trasę korzystając z google maps..

Od Rajczy podjazd dość dobrym asfaltem do Glinki, gdzie przy szkole / kościele skręciłem na żółty szlak pod Kubiesówkę. Mimo tego, że jest asfalt / płyty, podjechać jest dość trudno - na odcinku ok 1,2 km zyskujemy 250 metrów wysokości, a miejscami nachylenie wyraźnie przekracza 40 stopni.
Od momentu w którym kończy się asfalt / płyty rozpoczyna się prawdziwa, przyjemna jazda dośc szerokim szlakiem, tylko miejscami kamienistym. W zasadzie większość trasy na Krawców Wierch można zrobić bez zsiadania z roweru...
Od Krawcowego do Trzech Kopców mamy szlak graniczny - żółty (PL) i niebieski (SK)... co tu dużo gadać - rewelacja. Świetnie utrzymany - tam gdzie jest bagno przykryto je deskami, niewiele miejsc gdzie trzeba podejść. W sumie to na tym odcinku jeśli coś podchodziłem, to raczej z powodu tego że zatrzymałem się na picie w złym miejscu, i musiałem podprowadzić do jakiegoś rozsądnego miejsca startu.
Na tej trasie jest też świetny single track - od Grubej Buczyny schodzący do przełęczy Bory Orawskie. Świetna, relaksująca traska - wszelkie przeszkody widać jak na dłoni, więc nawet jeżdżąc samemu (zasada prędkość na dwa, uwaga x2) mogłem się pokusić o rozwijanie miejscami 35-40 km/h, a pewnie dałoby się i sporo więcej.
Od Borów na Trzy Kopce było trochę prowadzenia - jakieś 200-300 metrów? W miejscach z luźnymi kamieniami i gałęziami :)
Z Trzech Kopców na Rysiankę czerwony szlak jest wybitnie kamienisty, i z tego co zauważyłem, miejscami działalność leśników odcisnęła swoje piętno na nim.
Podjazd na Rysiankę - dość prosty, natomiast w piekącym słońcu był na tyle męczący że musiałe wziąć go na 3 razy.
15 minut pauzy na Rysiance, i decyduje się - po rozmowie telefonicznej z dziewczyną, która dzisiaj była w górach pieszo - jechać na Romankę, i zjechać niebieskim na Słowiankę. Szkoda tylko, że połączenie było słabe, i przerwało w momencie w którym się spytałem Sylwię, czy zjazd niebieskim jest dobry. Powiedziała "nie zjedziesz", tyle że brak zasięgu zjadł "nie"...
Zjazd z Rysianki - trochę poprzewracanych drzewek, ale ogólnie fajnie. V-max ok. 45 km/h, więc można było trochę "puścić" wodze... podjazd na Romankę - w pierwszym momencie pomyliłem drogę - nie zauważyłem szlaku idącego "w skałki", musiałem się wrócić i wnosić... generalnie na Romankę z Rysianki mamy murowane 300-400 metrów niesienia / prowadzenia roweru. Resztę dystansu da się przejechać, ale super przyjemnie nie jest.
Po wjechaniu na Romankę - zjazd w kierunku Słowianki. Już po pierwszym zakręcie musiałem powiedzieć "o k..." kiedy w ostatnim momencie udało mi się zatrzymać przed leżącym drzewem. Dalszy ciąg wyglądał podobnie - zwalonych kilkadziesiąt drzew, obsuwający się grunt spod kół - a trzeba wiedzeć że ten szlak to singletrack w dużej mierze nad przepaścią, więc nie ma żadnego marginesu błędu. Szczególnie w miejscach gdzie drzewa zdecydowały się "spaść" i zabrały ze sobą kawałek ściezki (miejscami jest ok. 20 cm szerokości). Ogólnie cały zjazd niebeskim mi się nie podobał - nie mam fulla, a z rebą ustawioną na 100 mm (na 115 już trochę wiotka się robi) raczej ciężko "komfortowo" zjeżdżać, a każdy metr był walką o przetrwanie.
Podjazd pod Słowiankę łatwy, choć trochę pobłądziłem po drodze.
W schronisku kupiłem gorącą czekoladę i zimna colę (niezły clash, co?) po czym zdecydowałem się zjechac do Żabnicy bez szlaku... bo mi się specjalnie poprowadzony nie podobał, więc jechałem kierując się zasadą - cały czas w prawo, a jak będą drogi, to byle do głównej ;-) tą metodą zjeżdżając spotkałem grupę pieszą Sylwii, a na parkingu pod wjazdem na Boraczą samą Sylwię. Po krótkiej rozmowie, i dojściu do wniosku że jeszcze się dość nie zmęczyłem decyzja - wracam do Rajczy przez Boraczą i Redykalny. Pod Boraczą podjechałem asfaltem - czarny szlak nie wyglądał za ciekawie, więc wolałem w ten sposób sobie trochę ułatwić. W schronisku na Boraczej chwila przerwy, i bardzo przyjemny zjazd, po kórym zaczął się dość długi podjazd na Redykalny...
W zasadzie na tym odcinku rower prowadziłem jakieś 30-40 metrów, po luźnyh skałkach, co w sumie jest niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę że dopiero się "rozjeżdżam" w tym roku...
Z Redykalnego zjazd żółtym do Nickuliny - jako że było tam dość sporo kamieni musiałem zrobić sobie pauzę, bo mi ręce odpadały ;-)
Ale ogólnie było w porządku, bez jakichś nieprzyjemnych sytuacji.
Zjazd do Nickuliny asfaltem z wiatrem w twarz nie był najszybszy (v-max koło 40 km/h), ale to moze i dobrze bo mijając grupę turystów idących pod górę w ostatnim momencie zobaczyłem dziurę w drodze wielkości leju po małej bombie... Szczerze mówiąc, to sam byłem zdziwiony, że udało mi się to dziursko przeskoczyć :)


Ogólnie - wycieczka bardzo udana. Szkoda tylko że do Rajczy mam dość daleko, i w drodze powrotnej zawsze są korki... dzisiaj wracałem 4 godziny, podczas gdy jazda do Rajczy zajęła półtorej...

v-max teren: ok 45 km/h

Poniżej parę fotek:

podjazd na Kubiesówkę

tutaj zaczyna się długi i przyjemny singletrack :-)

szlak graniczny - o dziwo w bdb stanie

widok z podjazdu na Rysiankę

Podjazd na Romankę. Tego nieprzyjemnego niestety nie widać

panorama ze zboczy Romanki

Romankowy krajobraz... cud miód. Dziwie się że ktoś tam postawił ławeczki...

niebieski szlak z romanki, a raczej to co z niego zostało.

j.w. - jedno zwalone drzewo za drugim - na zdjęciu widać dwa, ja stałem przy trzecim... i taka częstotliwość "przeszkód" była na całym zjeździe

Profil terenu

ps. ze względu na padającą baterie w komórce nie udalo się zrobić zdjęć z boraczej i redykalnego wierchu, a szkoda bo widoki były przednie..

Dane wyjazdu:
51.55 km 10.00 km teren
02:25 h 21.33 km/h:
Maks. pr.:41.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

rozjazd przed górami

Sobota, 3 lipca 2010 · dodano: 03.07.2010 | Komentarze 0

wyjazd z Sylwią, jej siostrą i szwagrem. Trasa początkowo planowana prowadziła do Pszczyny, ale zdecydowaliśmy się odbić w kierunku Woli w Ćwiklicach, i przez Miedźnę i Frydek tam pojechaliśmy. Z Woli powrót przez Bojszowy Nowe i Bojszowy, Świerczyniec i Cielmice.

ogólnie fajnie się jechało, trochę przeszkadzały Explorery w jeździe na asfalcie, ale jutro w góry (b. żywiecki) i nie chciało mi się ich przekładać.
Swoją drogą - jakby ktoś był chętny - wyjeżdżam jutro z Tychów autem ok. 7 - 7:30, trasa 40-50 km, mam jedno miejsce wolne - koszt paliwa na pół (ok. 20 zł)
Kategoria 50-100 km, z kims