Info

avatar Bloguje shovel z miejscowości Tychy. Przejechałem 12019.61 kilometrów w tym 3664.05 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.62 km/h i mam ją głęboko w dupie ;-)
Więcej na moim www.
Polecam: Snowboard Sklep Snow4Life
Portal o treningu siłowym i funkcjonalnym mojego autorstwa


baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy shovel.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:311.21 km (w terenie 173.50 km; 55.75%)
Czas w ruchu:26:46
Średnia prędkość:11.63 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:9034 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:44.46 km i 3h 49m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
49.40 km 16.00 km teren
04:14 h 11.67 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1463 m
Kalorie: kcal

Beskid Mały / integracja ;-)

Środa, 25 sierpnia 2010 · dodano: 25.08.2010 | Komentarze 3

Spontaniczny wypad z Kubą - k4r3l@bikestats w Beskid Mały. W zasadzie, to co do tego że jedziemy zgadaliśmy się dosłownie parę minut przed południem, a chwilę po 14 byłem już w Andrychowie.

track gps

Początkowo straciliśmy trochę czasu na moje "regulacje' hamulców - z przodu i tyłu nowe klocki, które sobie trochę obcierały, dopompowanie amorka i ogólnie poskładanie roweru wyciągniętego z bagażnika.

Podjazd na przełęcz Kocierz zrobiliśmy asfaltem, Kuba prowadził po sobie-tylko-znanych bocznych drogach, ale to dobrze - było przynajmniej trochę zjazdów, trochę podjazdów, ogólnie - urozmaicenie.
Z Kocierzy pojechaliśmy początkowo czerwonym szlakiem w kierunku góry Zar, z którego jednak odbiliśmy na chwilę przed Beskidem, aby ominąć "ściankę płaczu" gdzie musielibyśmy pchać rowery. Objazd okazał się skuteczny - pchania ostatecznie było dosłownie tylko kilkadziesiąt metrów, i to w nie takim strasznym terenie.
Z czerwonego odbiliśmy pod Wielką Cisową Grapą (majestatyczną nazwę ma ta góra, nie ma co) na niebieski szlak, którym mieliśmy zjechac do Czernichowa.
Niestety, albo i stety - bo dalej nie wiemy co kryło się na niebieskim - przeoczyliśmy odbicie i zjechaliśmy do Tresnej żółtym szlakiem.
cała droga zjazdowa była dosyć urozmaicona, kamienie, korzenie, trochę (dosłownie trochę) bardziej gładkiej powierzchni... No i zielone kałuże, które swoją "mocą" przyciągnęły Kubę w pewnym momencie.
Były też i rynny, początkowo jechaliśmy w jednej z nich, a potem odkryliśmy wydeptane ściezki po bokach. Od razu jechało się lepiej :)

Ogólnie, odcinek wymaga koncentracji - nie jest może mega-trudny, ale trzeba w odpowiednich momentach przeskakiwać z jednej strony koryta, na drugą, odpowiednio wybierać drogę na kamieniach itp.

Po zjechaniu z żółtego podjechaliśmy asfaltem spowrotem na przełęcz Kocierz, tym razem od drugiej strony. Trochę się ten podjazd mi ciągnął, no ale cóż... dawno nie jeździłem.
Na szczęście przełęcz nie jest wysoko, szybko ją osiągnęliśmy i zjeżdżaliśmy już w półmroku zielonym szlakiem na przełęcz Beskid Targanicki, a póxniej już asfaltem do Andrychowa.

---
ogółem, rowerowo wycieczka udana. Z mniej przyjemnych zajść - po tym jak poprosiliśmy turystów o zdjęcie, młode dziwecze podając aparat Kubie nie odczepiło sobie sznurka, i ostatecznie aparat zaliczył "glebę", co niestety skończyło focenie na dziś (awaria).
Ja z kolei muszę coś zrobić ze swoim przednim SLX'em, bo już w ogóle nie ma najmniejszych szans na zrzucenie przez niego łańcucha na najmniejszą tarczę... luzy ma i ogólnie wykazuje awersję do cięzszej pracy :)

fotki (by k4r3l)

czerwony szlak. momentami zjazdy bardzo kamieniste - trzeba uważać...

a tutaj ostatni fragment objazdu "ścianki" na czerwonym. ostatnie kilkadziesiąt metrów - pchanie

a tu gdzieś się kulam:)

nie mogło zabraknąć wspólnego foto...

nazwa zobowiązuje - "żółty" szlak...
profil trasy:


Dane wyjazdu:
9.67 km 6.50 km teren
00:23 h 25.23 km/h:
Maks. pr.:44.20 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:130 m
Kalorie: kcal

w trupa

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 25.08.2010 | Komentarze 0

podjazd pod klimont, początkowo - kawałek w terenie, później zjazd w terenie.
Podjazd na zasadzie "pójść w trupa" czyli blat i pod górę ile fabryka dała. na ostatnim wystromieniu musiałem skapitulować i zwolniłem do 20 km/h....

zjazd z Góry Klimont terenem obecnie z jakiejkolwiek strony by się nie zabrać jest marny. wszystko pozarastane, do tego sporo piasku... nic szczególnego.
Kategoria 0-50 km, samemu


Dane wyjazdu:
13.43 km 1.00 km teren
00:30 h 26.86 km/h:
Maks. pr.:40.80 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

krótko po mieście

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 25.08.2010 | Komentarze 0

krótki wyjazd do samochodu, który mi się popsuł w centrum miasta.
Kategoria 0-50 km, samemu


Dane wyjazdu:
52.87 km 25.00 km teren
04:43 h 11.21 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1565 m
Kalorie: kcal

Beskid Żywiecki z Prążkiem

Środa, 11 sierpnia 2010 · dodano: 11.08.2010 | Komentarze 3

Pierwszy wyjazd Adama w góry. Co tu dużo gadać - dostał "próbkę" tego co go czeka, jesli zdecyduje się kontynuowac przygodę z MTB. Nawet skosztował już górskiej gleby ;-)
Trasa: Rajcza - Glinka - Kubiesówka - Krawców Wierch - Hruba Buczyna - szlakiem granicznym do przeł. Bory Orawskie - zjazd na czarny szlak - Rysianka. Następnie żółtym szlakiem na Lipowską i zamiast planowanego ciągu dalszego żółtym zjazd Zielonym na Halę Boraczą, a następnie - z powodu niedopatrzenia na mapie - zjazd w złą stronę - do węgierskiej górki. Dalej dojazd do Rajczy asfaltem.
Track GPS

Ogólnie, wyjazd całkiem udany mimo iż straciliśmy masę czasu w na dojazd, wyjątkowo duży ruch nas mocno "spowolnił". Pierwsze kilometry w górach nie były dla Adama łatwe, ale w miarę nabierania 'obycia" było coraz lepiej.
Dla mnie wyjazd był o tyle ciekawy, że jechałem z dopiero co odtłuszczonym hamulcem przednim (zalałem dzień przed wyjazdem olejem), i z ledwo co działającym tyłem (brak okładziny - błoto w ostatnich 2 wyprawach ją zabrało ze sobą), przez co musiałem zdecydowanei bardziej uważać na jakichkolwiek zjazdach... przód ostatecznie się dotarł - na ostatnim zjeździe, asfaltowym, z hali boraczej :-P

Sama trasa - szlak do przełęczy Bory Orawskie dośc mocno zabłotniony, ale w większości przejezdny. Problemy pojawiają się na gliniastych podjazdach, gdzie opony nie mają się w co wgryźć, bo są już od dawna zaklejone :-P

Zjazd na czarny szlak - całkiem ciekawy, przejście przez rzeczkę dla ochłody, a później dosyć męczący podjazd na Rysiankę prowadzący głównie po kamienistej drodze.
Zjazd w kierunku Boraczej zielonym szlakiem - dość trudny, może nie bardzo stromy ale wymagający ciągłej koncentracji (kamienie, korzenie, strumyczki, parę kołysek), szczególnie że w niektórych miejscach wypadnięcie ze szlaku wiązałoby się z kilkumetrowym lotem.

Zjazd z Boraczej w złą stronę kosztował nast ok. 10 dodatkowych kilometrów asfaltem. Shit happens.















Dane wyjazdu:
72.30 km 50.00 km teren
07:14 h 10.00 km/h:
Maks. pr.:46.80 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2826 m
Kalorie: kcal

Beskid Mały - dokończenie

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 08.08.2010 | Komentarze 6

Wyjazd mający na celu dokończenie zdobywania najważniejszych szczytów Beskidu Małego. Wszystko poszło zgodnie z planem :-)
Trasa szczegółowo w Tracku, najważniejsze poniżej:
Kobiernice - Hrobacza Łąka - Groniczki(czerwonym) - Gaiki - Przegibek - MAgurka - Czupel - Rogacz - Suchy Wierch - Czernichów(niebieskim) - Tresna - Łękawica - Łysina (asfaltem) - Sciszków Groń - Płonne - Kucówki - Gibasów Wierch - Łamana Skała (zielonym) Potrójna - Roczenka - Przełęcz Kocierska (czerwonym) - Cyganka - Przełęcz Beskid - Jarosówka - Bukowski Groń - Palenica - Porąbka - Kobiernice

uff. w tracku GPS wygląda to tak ;-)

Wyprawa ogólnie bardzo udana. Podjazd na Hrobaczą asfaltem mnie "rozgrzał", swoją drogą na samym końcu, tuż przed schroniskiem wyprzedził mnie jakiś Pan na magnumie, w dodatku z lekkim brzuszkiem ;-) no ale pewnie on nie miał w planie całego dnia na rowerze.
Dalsza jazda czerwonym na Groniczki była w zasadzie bez przeszkód, nie licząc dużej ilosci kamieni i koniecznego wprowadzania na ok 50 metrowym fragmencie, gdzie spotkałem kolejnego rowerzystę, tym razem na fullu :) Puściłem go przodem bo mi się coś źle jechało na tych kamieniach... na rozjeździe czerwony/niebieski z ciekawości sprawdzilem ciśnienie w amorze i wszystko było jasne - jakimś cudem z komory pozytywnej uciekło mi 30 psi przez co amor mi się mocno "zapadał".
Szybkie pompowanie i jazda niebieskim - zjazd do przełęczy jak najbardziej ok, dość kamienisty ale w końcu to beskidy, natomiast tak po 300-400 metrach jazdy w mękach niebieskim na magurkę czeka nas drugie tyle pchania / niesienia, bo szlak jest totalnie nieprzejezdny w górę.
Po tym odcinku jest już lepiej. Do schroniska dojazd jest na dalszym odcinku bezproblemowy, od schroniska do Rogacza jest całkiem przyzwoicie. Od Rogacza zjazd niebieskim jest fatalny. rynna, w środku rynsztok kamienisto-gałęziasty. Efekt zwózek i ostatnich deszczy - naprawdę szkoda się męczyć zjeżdżając tędy, bo frajdy to nie dawało żadnej. Przynajmniej nie na hard tailu.
W jednym miejscu musiałem zejść i sprowadzić kilkadziesiat metrów, bo przy nachyleniu 40-50% stopni mieliśmy postać rynny "spychającej" czyli niezależnie jakbyś nie próbował jechać i tak trafisz do tego barłogu na środku, a ja nie chciałem ryzykować gleby.
Od Czernichowa asfaltowy przejazd aż do zjazdu w kierunku Łysiny. Fajne widoczki, trasa dość dobra choć ruchliwa... no i terochę górek po drodze.
Podjazd na łysinę męczący, monotonny, i dający w kość - jest chyba trochę stromiej niż na Hrobaczej, asfalt jest co prawda dobry, ale "idzie ciężko" :-P
Na Łysinie otwarty był sklep. Zaopatrzony (poza piwami) biednie, kupiłem tam tylko 7 daysy i tymbarka, bo nic innego nie mieli do picia

Od Łysiny świetnie oznakowanym zielonym w kierunku Łamanej Skały. Doskonały szlak na rower - w 99% przejezdny, bez ciągłego "dywanu kamiennego" - jechało się przyjemnie, relaksująco, o to chyba chodzi. W miarę zliżania do Łamanej Skały robiło się jednak coraz trudniej, na ostatnim kilometrze było trochę prowadzenia, ale bez tragedii.
Czerwony od Łamanej przez Potrójną do Kocierskiej jest dosyć łatwy i przyjemny, jednak masakrycznie zabagniony.
Na potrójnej już tradycyjnie zatrzymałem się w tej nowej chatce, prowadzonej przez dwójkę młodych ludzi. Fajny klimat, niedrogo (jak na te wysokości), a i pozwolili sobie jajecznice usmażyć :)

Na przełęczy Kocierskiej początkowo popełniłem błąd i zjechałem zielonym w lewo, ale po chwili się zorientowałem i wróciłem ;-) po czym pojechałem w dobrym kierunku. Zielony na przełęcz beskid w początkowym biegu jest szeroki jak autostrada, i w zasadzie można tam całkiem nieźle się rozpędzić, w dalszej części jest trochę węższy i trudniejszy, ale w dalszym ciągu w 100% zjezdny. Nie pamiętam też żeby tam było coś do podprowadzania.
Po przejechaniu przez przełęcz Beskid zielony wspina się dość mocno na kolejne pasmo Beskidu małego. W zasadzie nie ma szans na podjazd i pierwsze 500 metrów trzeba prowadzić. Dalej jest już lepiej, a nawet dużo lepiej, bo kolejne kilka kilometrów można pokonać bez zsiadania. Zjazd z zielonego jednak, zgodnie z tym co się spodziewałem nie był najłatwiejszy. Stromo, w dodatku na długim odcinku znowu jedziemy rynną, stromą i wyładowaną kamieniami i klockami drzewa. W jednym miejscu "było blisko" do gleby, bo za szybko wjechałem w tą rynnę i nie miałem jak zwolnić, co chwilę tylko przeskakiwałem kolejne "ciekawostki" .. ogólnie, trudny fragment.
Dalszy zjazd asfaltem bez wydarzeń szczególnych ;-)

Tym razem więcej fotek:

początek jazdy - foto-pauza na podjeździe na Hrobaczą

Czerwony z Hrobaczej. "piękny" kamienisty dywan

miejsce gdzie nie da się podjechać - jakieś 20-25 stopni nachylenia + luźne kamienie + piach.

Niebieski na Magurkę. Pchanie / noszenie na odcinku ok 400 m

fragment graniowy niebieskiego, z magurki na Czupel. Bardzo przyjemny

widok na zaporę ;-)

a tam zaczynałem wyprawę

zjazd niebieskim. Do tego koryta ściągało z każdej możliwej strony..

Widok z Łysiny... rewelacyjna panorama beskidu Żywieckiego. Aparat tego nie odda

Zielony w kierunku Łamanej skały. Drobne kamienie nie przeszkadzają, ogólnie - przejezdny w ogromnej większości

Podjaz na Łamaną Skałę. Czerwony w kierunku Kocierskiej jest całkowicie przejezdny

Widok z Potrójnej, po deszczu :)

myślałem że przejadę...

zielony szlak z Kocierskiej

widok z Zielonego

Tam też dzisiaj byłem

Widok na Żar

Kapsel z Tymbarku komentarza nie wymaga:)

profil traski

Dane wyjazdu:
36.84 km 20.00 km teren
01:47 h 20.66 km/h:
Maks. pr.:41.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:280 m
Kalorie: kcal

Przedweekendowa rozgrzewka

Piątek, 6 sierpnia 2010 · dodano: 06.08.2010 | Komentarze 2

Krótka wycieczka z Prążkiem, najpierw Klimont później Wzgórze Wandy, powrót przez Wartogłowiec. Ogólnie - przyjemnie.
sprawdziłem Trance'a od Adama na najbardziej stromym podjeździe na hałdach i spisał się rewelacyjnie. Tam gdzie ja na moim odpadałem, tam Trance wspinał się jak po sznurku.
Kategoria 0-50 km, z kims


Dane wyjazdu:
76.70 km 55.00 km teren
07:55 h 9.69 km/h:
Maks. pr.:55.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2770 m
Kalorie: kcal

Żurawnico - p.... się!

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 01.08.2010 | Komentarze 1

Wyjazd planowany od dłuższego czasu, ale pogoda nie pozwalała. Trasa planowana była nieco inna, wyszło jak wyszło..

track gPS

Do Andrychowa dojechałem chwilę po ósmej. Po rozpakowaniu pod PKO ruszyłem w kierunku Rzyk, gdzie pobłądziłem lekko (nie zauważylem zjazdu na czarny szlak), no ale chwilę później się odnalazłem i kontynuowałem jazdę, ups... wędrówkę pod górę. Pierwsze 500-600 metrów czarnym to pchanie - duże nachylenie, sporo luźnych kamieni, korzenie. Jako zjazd - pewnie fajny, techniczny i wymagający koncentracji.. do podjechania jednak to on nie jest.
Po tych kilkuset metrach szlak się wypłaszcza i już w przyjemniejszej formie wiedzie mnie tuż pod Groń JP2, gdzie na chwilę szlak opuszczam żeby objechać sobie singlem pod schronisko. Tam króciutka przerwa i zjazd czerwonym szlakiem w kierunku Krzeszowa... zjazd w górnej partii świetny - można szybko, jest parę technicznych miejsc, ale ogólnie - kupa frajdy i można było trochę 'przycisnąć' nawet w mokro-błotnych warunkach.
Niżej nie było już tak rewelacyjnie - dużo błota zrobiło swoje, w dodatku częścią szlaku płynął strumyczek, który w dalszym ciągu zmienił się w prawdziwą rzeczkę (jechało się środkiem tego mając wodę po pedały. Po zjeździe do Krzeszowa pojechałem na Żurawnicę, którą zaplanowałem jako część do zjechania z Beskidu Makowskiego (celem było 'zahaczenie' o 3 beskidy w jednym wyjeździe (mały, makowski, żywiecki)). Asfaltowy podjazd na osiedle pod żurawnicą już daje w kość - miejscami naprawdę stromo. Tradycyjnie szlak słabo oznakowany, przez co przegapiłem zjazd i musiałem się cofać. Po wjechaniu na czerwony szlak już po kilkunastu metrach musiałem zsiąść z roweru i prowadzić. W zasadzie z 80% drogi na żurawnicę prowadziłem / niosłem rower. byłem już wtedy na siebie wkurzony że tamtędy pojechałem, jeszcze przed tym jak zobaczyłem ostatni stromy, skalisty odcinek gdzie musiałem rower wrzucić na plecy (tak z 60 stopni nachylenia na ostatnich 30m?) OK. Wniosłem, jest nadzieja że będzie lepiej. Jest bardziej płasko... no niestety jest też bardzo bagniście. i komary, muszki - to całe latające gówno. Jeszcze w życiu w takich ilościach nie widzialem owadów, nie można było stanąć, bo wokół nas był dźwięk jakby latały w powietrzu bombowce.
Jakoś na trawersie złapałem pierwszą glebę dzisiejszego dnia, gdy profil szlaku "zniósł mnie" w dziurę, co poskutkowało OTB, nie jedynym zresztą dzisiaj. Do zjazdu na przełęcz Carchel witam się z ziemią jeszcze jeden raz, gdy zjeżdżając po kamieniach w pewnym momencie tylna opona "uślizgnęła się" na zamszonym, mokrym kamieniu.
Dalsza część jazdy podjazdowo nie była tragiczna, jednak 2 gleby w przeciągu kilkunastu minut zrobiły swoje - już trochę obolały, i nadto ostrożny zjeżdżałem dalej. nie trzeba było dlugo czekać - na stromym zjeździe pojechałem za wolno i zjeżdzając z kamieni zaliczyłem kolejne OTB - tym razem o tyle nirzpeyjemne że przyłożyłem piszczelami o kamienie. od tego momentu będę je czuć do końca wycieczki.
Dalszy ciąg to kolejne 2, mniejsze gleby, w zasadzie jedno to nie była gleba a drzewo, które swoimi gałęziami zrzuciło mnie z siodła.

ogólnie, szlak zielony, z Żurawnicy do Suchej w dzisiejszych warunkach (mokro po tygodniue ulew) nie nadawał się za bardzo do jazdy. Praktycznie na całej długości opony topiły się na 5 cm w błocie / ściółce, a podczas zjazdu przy hamowaniu zsuwało się podłoże ze sobą. "Na sucho" byłby to dobry, dośc techniczny odcinek, ale "na mokro" - prawdziwa katorga
OK, zjechałem w końcu do Suchej Beskidzkiej, (a właściwie nie takiej bez Kickiej, bo po drodze widziałem sporo zająców w lesie), gdzie tradycyjnie nie umiałem znaleźć szlaku prowadzącego na Przyslop, a jak już go znalazłem to okazało się że mogłem go jeszcze nie szukać - spory kawał prowadzenia po zabłotnionej, zatrawionej łące (nachylenie w okolicach 30 stopni), a po jakimś czasie szlak się łączy z drogą asfaltową, którą można było spokojnie tam wjechać, aż do cześci oznaczonej jako wspólny szlak czerwony / rowerowy (okolice dz. Podksięże). No cóż - na błedach się czlowiek uczy... dalsza częśc już przyjemniejsza. Trasa przejezdna, trochę zabłocona i śliska, ale dało się jechać.
Po drodze spokalem GOPR'owca, który mówił jak go wkurzają motocykliści jeżdżący po szlakach itp, i namawiajacy mnie do zjechania do zawoji na nocleg... może kiedyś?
W Przysłopiu, przy wydatnej pomocy sklepikarki gdzie kupowałem wodę, po raz kolejny pomyliłem szlak - zamiast zjeżdżać czerwonym i wbijać na pomarańczowy na pasmo jałowca, ja się cofnęłem ok 1,6 km, a jak się zorientowałem że sie pomylilem, nie chciało m isię już tracić strconej wysokości i pojechałem niebieskim szlakiem do Stryszawy i dalej do Krzeszowa. Stamtąd zdecydowalem się ruszyć zielonym na Łamaną Skałę. Pierwszy odcinek dość przyjemny, mimo ogromnego już wtedy zmęczenia (ta Żurawnica naprawdę mnie sporo kosztowała) dało się jechać. Po przeprawie przez strumyk przy asfaltowej części zielonego na Łamaną trochę się zamoczyłem - wysoki poziom wody i brak jakiegokolwiek mostka wymusił małą stopo-kąpiel ;-) zaczął sie właściwy podjazd pod Łamaną. najpierw trocę terenem / asfaltem (przejezdne), a później niestety pchanie po rumowisku. Nawwet na sucho nie ma tam specjalnie szans na wjechanie - stromo, bardzo dużo luźnyc jkamieni wielkości pięści, gdzieniegdzie korzenie.
Ogólnie od połowy tego odcinka "pchającego" na zielonym zaczeła się walka z psychiką, która mówiła że pierdzieli to wszystko, i chce do domu, a najlepiej to w ogóle siąść w miejscu i wszystko olać.
Jakoś udało mi się dopchać do wyrównania terenu, dalej już w miarę dało się jechać do skrzyżowania zielonego z czerwonym... w życiu nie sądziłem że tak się ucieszę na widok tych czerwonych oznakowań:) Dalsza część - mocno bagnista - przebiegła bez większych przygód, jednak zmęczenie i ból nadgarstków i dupska zmusił mnie do zjazdu z kocierskiej asfaltem, zamiast terenowego zielonym szlakiem.. może będzie jeszcze okazja;)

Ogólnie wyjazdu nie mogę zaliczyć do udanych. Pchanie roweru ejst zdecydowanie bardziej męczące niż jazda na nim, a w sumie kilka kilometrów go w ten sposób transportowałem. ale to moja wina - za bardzo kierowałem się oznaczeniami szlaków, a za mało instynktem samozachowawczym - powinienem więcej używać asfaltu do podjazdów :)
o dziwo nie padało...

suma podjazdów realnie większa niż na tracku, podobnie jak i trasa dłuższa - everytrail ma ograniczenie ilości punktów wczytywanych, stąd różnice...
Kategoria 50-100 km, gps, samemu, góry